„Nie mogę się doczekać, powiedziano mi, że kibice są... szaleni”: tysiąc żyć Patricka Tuifuy, nowego klejnotu RCT

W poniedziałek, 25 sierpnia, Patrick Tuifua będzie obchodził swoje 21. urodziny. 17 000 kilometrów od ojczyzny. Mimo młodego wieku, chłopak z Numei w Nowej Kaledonii przeżył już tysiące żyć. Opisywany jako jedna z największych nadziei swojego pokolenia, potężny flanker (191 cm, 116 kg) był przedmiotem negocjacji między dwoma krajami: Nową Zelandią, gdzie do kilku miesięcy temu grał w Hawke's Bay, oraz Francją, w której grał w reprezentacji U20. „Starałem się skupić wyłącznie na rugby” – mówi mężczyzna siedzący przy stole w Campus RCT. „To głównie zasługa mojego ojca. Zdobył informacje, omówiliśmy je i wspólnie podjęliśmy decyzje”.
Carter i Wilkinson jako idoleNa swojej rodzinnej wyspie Jean-Philippe, jego ojciec, jest policjantem. Jednocześnie jest prezesem klubu rugby JSL Normandie w Numei. Jego matka, Andréa, „opiekuje się maluchami”, mówi dyskretny chłopiec. W domu Patrick dorastał wraz z pięcioma siostrami i bratem. „Jesteśmy jedną wielką rodziną”, uśmiecha się skrzydłowy. „Dziewięć w domu, to nie jest nic! Ja jestem w środku. A teraz wszyscy starsi, czyli moje dwie siostry i brat, są we Francji kontynentalnej”.
Co więcej, rodzina nie jest obca faktowi, że Patrick Tuifua ostatecznie wybrał Tulon poza sezonem. Jego siostra, Sauhany, jest policjantką w Marsylii. „Mieszkamy razem w Valletcie. Bardzo ważne było dla mnie, żeby ją znaleźć. To punkt orientacyjny. Przez lata spędzone w Nowej Zelandii nie mogłem widywać się z rodziną. I tęskniłem za nią! Więc teraz czuję się dobrze…”
Trzeba przyznać, że zanim poleciał do Tulonu, Patrick Tuifua spędził pięć lat w kraju o długiej, białej chmurze. Aby lepiej zrozumieć jego historię, musimy cofnąć się do dzieciństwa Patricka Tuifuy. Chłopak odkrył rugby w bardzo młodym wieku, dzięki swojemu ojcu. „Trenował mnie i podążał za mną od kategorii do kategorii. Na wyspie gramy głównie w rugby 7-osobowe. Kiedy skończyłem 15 lat [w 2019 roku] , zostałem wybrany, aby spróbować swoich sił w Nowej Zelandii. Zostałem przyjęty, dostałem stypendium i razem z rodzicami postanowiliśmy spróbować”.
W tamtym czasie, może trudno w to uwierzyć, jego idolami byli… Dan Carter i Jonny Wilkinson. I wciąż go to bawi: „Nie wiem dlaczego, ale uwielbiałem cyfrę 10!”
Nowa Zelandia… i Covid2000 kilometrów od rodziny Patrick Tuifua odkrył życie w samotności, a raczej prawie w samotności. Wspomina: „To było bardzo trudne. Nie wiedziałem, w co się pakuję. Moi rodzice przyjechali na rozpoczęcie roku szkolnego. Trudno było patrzeć, jak odjeżdżają. Jeszcze o tym nie wiedziałem, ale to był ostatni raz, kiedy widziałem ich przez trzy lata”. Kilka miesięcy po jego przyjeździe świat zaatakował COVID-19 i uniemożliwił Patrickowi Tuifua powrót do domu. „Dzwoniliśmy do siebie co najmniej raz w tygodniu” – kontynuuje. „ To było naprawdę dziwne być tak daleko. Przez pierwsze trzy lata w szkole mieszkałem w akademiku w tygodniu, a z rodziną goszczącą w czasie wakacji. Ale się przyzwyczaiłem. A kiedy lotnisko w końcu zostało ponownie otwarte, łatwiej było od czasu do czasu jeździć do rodziny w Nowej Kaledonii”.
Z powodu kontuzji kolana odniesionej w czerwcu 2024 roku i ostatecznie niepowołanej do składu Hurricanes na nadchodzący sezon Super Rugby, trzeci rozgrywający w końcu podjął decyzję o dołączeniu do Francji.
„Gra w klubie z kontynentalnej Francji to dla mnie nowość. Nie mogę się doczekać. Słyszałem, że kibice są tu… szaleni ” – śmieje się. „Uwielbiam to. Czuje się to już na treningach. Ludzie są pełni pasji. Nie mogę się doczekać, aż to się naprawdę rozkręci”. Chociaż podpisał kontrakt z Toulon na kolejne trzy sezony, Patrick Tuifua nie „zamknął drzwi” przed Super Rugby. Wręcz przeciwnie. „Myślę o tym, żeby tam pójść w dalszej części mojej kariery. To nie jest odpowiedni moment, ale pewnego dnia ważne byłoby dla mnie, żeby móc tam grać”.
Petanka i chórChociaż teraz jego życie jest w stu procentach poświęcone rugby, jako dziecko mały Patrick miał inne pasje, z których jedną nadal pielęgnuje. I chwila, w Numei to niekoniecznie powszechne: „Uwielbiam petankę! Grałem w nią dużo w Nowej Kaledonii. Właściwie, tutaj, z Espoirs, gramy całkiem sporo. Przynajmniej trzy razy w tygodniu. Czy to na boisku w Campus, czy w Mourillon”. Więc, jesteś raczej strzelcem, czy wskazującym? „Strzelec, strzelec. Nie można powiedzieć, że jestem dobrym wskazującym” – śmieje się.
W wolnym czasie, w każdą niedzielę rano, śpiewa również w chórze katedry w Tulonie, „za Mayolem”. Mówi: „Mamy próby. Chór prowadzi moja ciotka, siostra mojego ojca. A po mszy zawsze jemy razem, idziemy na plażę…”
Po zadomowieniu się w Tulonie, rodowity mieszkaniec Numei ma tylko jedno pragnienie: aby jego „nowy rozdział” naprawdę się rozpoczął. I choć czasami może czuć się nie na miejscu, Patrick Tuifua musi przejechać zaledwie kilka kilometrów, by poczuć się jak w domu. „W Tulonie jest ciepło, jest morze, trochę jak Nowa Kaledonia w prawdziwym życiu, prawda?”. Ufamy mu w tym porównaniu!
Var-Matin